Praca przeczytana 7 stycznia 2015 r., stosunkowo dawno temu :) Obawiam się, że proste przepisanie gotowca nie wystarczy :)
Każdy człowiek w swoim życiu wypełnia różne role i zadania. Od najmłodszych lat jesteśmy w jakiejś roli - jesteśmy dzieckiem, synem, córką, później uczniem, być może studentem i pracownikiem. Zostajemy mężami, żonami, rodzicami itp.
Zastanów się teraz jak Twoje picie alkoholu wpływało na Twoje życie zawodowe i szkolne. Napisz konkretne przykłady do każdego z niżej podanych zagadnień. Jeśli uznasz, że jakiś punkt Ciebie nie dotyczy, odpowiedz na niego pełnym zdaniem, np. "nigdy nie byłem zwalniany z pracy".
Zastanów się teraz jak Twoje picie alkoholu wpływało na Twoje życie zawodowe i szkolne. Napisz konkretne przykłady do każdego z niżej podanych zagadnień. Jeśli uznasz, że jakiś punkt Ciebie nie dotyczy, odpowiedz na niego pełnym zdaniem, np. "nigdy nie byłem zwalniany z pracy".
Opuszczanie pracy, spóźnienia - wielokrotnie zdarzało mi się z powodu picia spóźniać na spotkania, mniej przypadków było z opuszczaniem pracy. Kołaczą mi się w sercu dwa sztandarowe przykłady z mojego pijanego życia, jeden z nich tkwi we mnie do dziś bardzo głęboko i rani moją duszę. Bodajże w 2002 lub 2003 r., kiedy to jeszcze posługiwałem jako kapłan w parafii we Włoszech umówiłem się z parafianami mieszkającymi w jednej z miejscowości, którą obsługiwaliśmy, że odprawię dla nich mszę św. w drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Ustaliliśmy godzinę poranną, nie za wcześnie, ale też nie za późno, tak w sam raz. W pierwszy dzień Świąt, po skończeniu wszystkich obowiązków związanych z uroczystością, upiłem się. Upiłem się i to tak, że film mi się urwał, nie pamiętam jak trafiłem do swojego pokoju. Na drugi dzień z tego powodu oczywiście obudziłem się za późno. Zaspałem. Mimo wszystko, na mega kacu, a tak naprawdę jeszcze pijany, pognałem samochodem do kapliczki odprawić mszę św. Ledwo się trzymałem na nogach - nie zapomnę nigdy spojrzeń moich parafian. W ich oczach widziałem zawód i żal, i troskę o mnie. To doświadczenie nie opuści mnie chyba nigdy. Do dziś kiedy o tym myślę jest mi strasznie przykro i jest mi po prostu po ludzku żal, że dopuściłem do takiej sytuacji. W czasie oddziału dziennego poszliśmy obejrzeć film Pod upadłym Aniołem, jest tam scena kiedy kapłan odprawia pod wpływem mszę św. Po projekcji wróciliśmy do przychodni i dzieliliśmy się wrażeniami, wtedy to przyznałem się przed grupą, że byłem kapłanem i opowiedziałem o moim własnym doświadczeniu.
Drugi przypadek, kiedy w ogóle nie poszedłem do pracy miał miejsce po wydarzeniach z 6 stycznia 2014 r., po których zdecydowałem się na terapię. W tamtym dniu kiedy żona była na dniówce, a ja miałem opiekować się dziećmi, upiłem się tak, że podczas drogi do kościoła na wieczorną mszę św. upadłem na chodniku i poważnie uszkodziłem sobie nos. Nie tak żebym go złamał, ale poobijałem się poważnie i bardzo mocno krwawiłem. Cała ta sytuacja bardzo negatywnie wpłynęła na dzieci, które co tu dużo mówić, przeze mnie przeżyły traumę. Płakały, histeryzowały. Próbowały mi pomóc dowlec się do mieszkania. Przy okazji własną krwią pobrudziłem klatkę schodową. Na drugi dzień byłem umówiony z szefem na spotkanie, odwołałem i nie poszedłem do pracy, wyglądałem okropnie.
Obniżanie wydajności: słabsza sprawność fizyczna i umysłowa - wtedy kiedy piłem wydawało mi się, że alkohol pomagał mi w pracy, zwłaszcza w koncentracji i wydolności. Kolejna iluzja i racjonalizacja. Alkohol wcale mi w tym nie pomagał, owszem nakręcał mnie do brania coraz większych i cięższych ciężarów na barki bez dodatkowej gratyfikacji finansowej. Nie bez kozery terapeuci na oddziale dziennym mówili, że alkoholicy to bardzo dobrzy pracownicy, kiedy są w stanie funkcjonować - oczywiście. Branie coraz większej ilości pracy to była ucieczka od rzeczywistości i budowanie sobie paralelnego świata obok rodziny oraz pęd do zaspokojenia potrzeby akceptacji i uznania przez samego siebie i innych, zwłaszcza osób decyzyjnych, przełożonych. I znów widzę tu napięcie między JA idealnym a JA realnym. I znów przepaść między nimi się powiększa, a ja próbuję zalać ją alkoholem. Podczas oddziału dziennego i na początku terapii często twierdziłem, że jestem też pracoholikiem - po 3 prawie latach abstynencji, widzę że nie - wystarczyło przestać pić i poddać się terapii, a mój stosunek do pracy z dnia na dzień staje się inny. Jest czas dla dzieci, jest czas żeby rozwijać swoje zapomniane zainteresowania. Nie ma problemu kiedy z czymś się spóźnię, świat się nie zawali. Picie spowodowało, że stałem się jak zombi, albo pracowałem albo piłem albo łapałem chwile odpoczynku lub chwile dla rodziny, żeby znów szybko wrócić w kołowrót, praca, picie, praca, picie z przerwami na zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych, między innymi seksualnych - poza małżeńskich.
Utrata awansu - w pierwszej przychodni, kiedy byłem już zastępcą dyrektora, przyszedł taki moment, kiedy to dyrektor musiał odejść. Miałem pomysły na dalszy rozwój przychodni, dzieliłem się nimi z właścicielami przychodni, byłem święcie przekonany, że się rozumiemy, że jesteśmy mniej więcej dogadani. Byłem w stanie nawet zainwestować z żoną w sprzęt USG do przychodni i z tego mieć dodatkowe pieniądze. A jednak - awansu nie dostałem, kasy większej też nie. Długo nie wiedziałem dlaczego - dopiero podczas terapii dostałem olśnienia. Przecież to był czas kiedy często piłem przed pracą. To był czas kiedy to jedna z moich ulubionych pani Doktor powiedziała mi delikatnie, że mówi się, że czuć ode mnie alkohol. Powiązałem fakty - wspólnicy spółki musieli się o moim problemie dowiedzieć, nie dziwię się im, że nie przyjęli mojej oferty.
Ostrzeżenia i nagany - nie dotyczy mojego przypadku.
Zwolnienia z pracy - nie dotyczy mojego przypadku.
Porzucanie pracy - tak, zdarzyło się to w moim życiu kilka razy. Zawsze gdzieś w tle był też alkohol. Może nie był głównym motywem porzucania pracy, stylu życia, ale doprowadzał do tego podstępnie i zniekształcał moje postrzeganie rzeczywistości, co na pewno nie sprzyjało w podejmowaniu trafnych decyzji. Pierwsze takie porzucenie stylu życia - to porzucenie zakonu. W tym przypadku alkohol wraz z rozwiązłością seksualną przyczynił się w 100 %. Już miałem takiego życia, zakłamanego, zapitego, upodlonego i pobrudzonego dość. Nie potrafiłem w tamtym okresie zaakceptować moich słabości, cały czas walczyłem o świętość - o świętość nie wg planu Bożego tylko mojego - taka walka musi skończyć się porażką bo bazuje nie na łasce Bożej i bezsilności, ale na bezradności. A bezradność wymaga działania, naprawiania, poprawiania, więc starałem się poprawiać, starałem się nie pić, starałem się zachowywać celibat i ślub czystości, i.... i upadałem, wciąż upadałem coraz niżej. Alkohol zamyka alkoholika na działanie łaski Bożej, alkohol zamyka też alkoholika na pomoc innych. I tak samo było w moim przypadku, byłem zamknięty na pomoc Bożą i ludzką i w moim pokręconym świecie zamiast stanąć przed problemami w bezsilności, podjąłem kolejną próbę walki - radykalną, porzucenie zakonu i związanie się ślubem cywilnym z moją już byłą żoną. Z bólem serca muszę przyznać, że to była tylko kwestia czasu kiedy ten sposób poradzenia sobie z problemami musiał zawieść. Z bólem serca patrzę na krzywdy jakie sobie wspólnie z żoną wyrządziliśmy. Z bólem serca patrzę na decyzję o adopcji jaką podjęliśmy w 2009 r. - choć dzieci stały się dla mnie radością życia i bardzo je kocham. Wciąż jednak gdzieś w głębi duszy jest ten wyrzut, że nie do końca zrobiliśmy dobrze starając się o adopcje kiedy związek wisiał już na włosku, albo już nie wisiał. Kiedy moje problemy z alkoholem z każdym dniem stawały się poważniejsze. Nie wierzę w to żeby żona o tym nie wiedziała wtedy, żeby tego wtedy nie widziała.
Kolejny raz porzuciłem pracę w 2012 r., żal do właścicieli przychodni, zazdrość wobec nowej osoby na stanowisku dyrektorskim, romans z koleżanką pracy i wpadka, coraz większe ilości alkoholu spowodowały, że porzuciłem pracę. Ponad rok - trwało szukanie nowej pracy, ale w końcu się udało w jednej z firm IT, ale ta praca też nie dawała mi oczekiwanej satysfakcji i na początku 2013 r., też ją porzuciłem. Żeby utrzymywać się już tylko z samej działalności gospodarczej. Działalność, nie powiem, żyję z niej do dziś, ale mógłbym żyć lepiej, gdyby nie wysiłek jaki wkładam w to żeby moje życie odzyskać, nie, nie odzyskać, żeby zbudować je na nowo, bo przecież więcej niż połowę mojego życia - piłem.
Przenoszenie na gorsze stanowiska - w firmie IT doświadczyłem tego. Ze względu na słabą sprzedaż zostałem przeniesiony na gorsze stanowisko, mniej płatne. Dlaczego gorsza sprzedaż - sprzedawcą jestem raczej urodzonym, albo dobrze już wyszkolonym. Dlaczego więc nie szło mi? Alkohol - nakręcał mnie na wielką sprzedaż, tak jak przez całe życie nakręcał mnie na wielkie rzeczy - przecież ja dopiero teraz zaczynam uczyć się cieszyć się z małych rzeczy.... I koncentrowałem się na wielkich sprzedażach, wielkich projektach - tylko takie projekty trwają lata, naprawdę trwają lata. Przykład informatyzacja szpitala powiatowego - same przygotowania do ogłoszenia przetargu trwają lata. Znów naiwny byłem i znów moje JA idealne nie pozwalało zajmować mi się małymi tematami - musiały być grube. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiedzę na temat jak długo te procesy decyzyjne trwają miałem, a jednak robiłem inaczej. Chyba od początku traktowałem tamtą pracę jako przejściową. W sumie nie zagrzałem tam długo miejsca, ale przy okazji poznałem technologie, i zobaczyłem je w realu, jakich zwykli ludzie nigdy nie zobaczą.
Konflikty z pracodawcą i współpracownikami - nie dotyczyło w moim przypadku.
Wynoszenie z zakładu pracy - nie dotyczyło w mim przypadku.
Napisz ponadto jak picie wpływało na Twoje bycie: uczniem, pracownikiem, kierownikiem i kolegą.
Uczniem - do momentu kiedy nie piłem, uczniem byłem wzorowym. Coś się jednak stało po inicjacji alkoholowej. Nie wiem dokładnie co, ale zmieniłem wtedy moje plany, plany, które od dzieciństwa były bardzo konkretne i dobrze sprecyzowane. Nie umiem sobie też wytłumaczyć, jak to się stało że nie dostałem się na studia na które zdawałem. Byłem przekonany, że nie będzie żadnych problemów, a jednak okazało się inaczej. Obiektywnie patrząc, nie miałem prawa nie zdać. Liceum skończyłem z wysokimi notami, bardzo wysokimi, i nie było to byle jakie liceum... Na pisemnej maturze z biologii napisałem 13 stron na temat mitozy i mejozy. Kolejny temat do przyjrzenia się z kimś kto się na tym zna lepiej niż ja. Studia w zakonie do października 1997 bardzo spokojnie. To był czas kiedy nie piłem prawie wcale. A po wyjeździe do Włoch - no cóż, alkohol już codziennie. Jaki to miało wpływ na mnie? Myślę, że ten związek polegający na nakręcaniu się w pracy przy pomocy alkoholu nabyłem właśnie tam. Choć wcześniej też przy pracy fizycznej przed wstąpieniem do zakonu przy okazji praktyk czy pomocy w gospodarstwie rodzinie alkohol nakręcał mnie do podejmowania większych wysiłków, ale to były epizody. Natomiast 3 lata studiów w obcym języku, którego na początku w ogóle nie znałem, musiało stresować - teraz to widzę. I alkohol wtedy nakręcał mnie do nauki, do podejmowania większych wysiłków i tak mi już zostało na dalszą część życia, aż do oddziału dziennego. I podobnie było też w przypadku bycia pracownikiem, czy też kierownikiem - wiecznie nakręcony, nabuzowany, poświęcony bez reszty pracy i zakładowi pracy...
Jeżeli chodzi o bycie kolegą, co tu dużo mówić. Kolegą byłem dla tych z którymi mogłem się napić... Z każdym rokiem krąg kolegów i przyjaciół był coraz mniejszy - aż tak naprawdę zostałem sam. Teraz powoli zaczynam odgrzebywać stare znajomości, nie od kieliszka i cieszy mnie to.
Jak się czuję po przepisaniu - a raczej napisaniu od nowa pracy? Bo jednak moje spojrzenie na wiele spraw się zmieniło, a i z upływem czasu i dłuższą abstynencją pamiętam więcej. Czuję się kiepsko. Czuję żal, smutek, złość na zaprzepaszczone szanse. Zmęczenie i znużenie, bo co jakiś czas zaczynam od nowa i cały czas bez efektów takich jakbym chciał - tutaj super JA pewnie macza w tym palce. Przy tym wszystkim cieszę się, że dzień za dniem wyrywam się z objęć alkoholu. Bo on wciąż we mnie jest, nie już jako związek chemiczny, ale w moim postrzeganiu świata, moim postępowaniu, moich nawykach - jest go coraz mniej, ale tak naprawdę teraz zaczyna się walka o życie w trzeźwości.
dobrze że się pan zdecydował na terapię i udało się z tego wyjść. alkohol naprawdę potrafi zrujnować życie. gdyby był tu ktoś kto szuka pomocy to polecam to miejsce https://esperalwarszawa.pl/esperal-wszywka-alkoholowa-radom-grojec-warka-bialobrzegi/ , gdzie można przejść zabieg zaszycia alkoholowego
OdpowiedzUsuńJa jestem przeciwniczką alkoholu. To chyba przez to, że moj tata pił przez wiele lat. Gdyby nie dobry ośrodek leczenia uzależnień to nie wiem czy wyszedłby na prostą - raczej nie.
OdpowiedzUsuńNiestety alkoholizm bardzo negatywnie wpływa na całe życie. Warto skorzystać z profesjonalnej pomocy, aby raz na zawsze wyjść z nałogu.
OdpowiedzUsuńhttps://alkotherapy.pl
Na pewno nie jest to nic miłego, ale ja chcę jeszcze powiedzieć, że także dobrze jest wiedzieć gdzie szukać właściwej pomocy. W każdym razie warto jest udać się do psychologa http://www.terapiapoznan.pl/ gdzie na pewno uzyskamy tą włąściwą pomoc.
OdpowiedzUsuńUsługi psychiatryczne mogą obejmować różnorodne metody leczenia, od farmakoterapii po terapie behawioralne. Osoby zainteresowane tymi usługami mogą odwiedzić https://psycholog-ms.pl/pomoc-psychiatryczna/, aby dowiedzieć się więcej o dostępnych metodach i wybrać te, które najlepiej odpowiadają ich sytuacji.
OdpowiedzUsuń