Pierwsza moja praca, którą przeczytałem i zaliczyłem w grupie pracy nad destrukcją, a było to 12 listopada 2014 r. Od tamtego czasu pojawiło się wiele nowych myśli i spostrzeżeń, praca wymagała przerobienia :)
W pewnym momencie picie towarzyskie, nad którym miałeś kontrolę, staje się niemożliwe. Alkoholik jednak nie chce uświadomić sobie faktu, że nie jest w stanie kontrolować ilości i częstotliwości pitego alkoholu. Stara się udowodnić sobie i innym, że panuje nad sytuacją.
Podaj teraz przykłady swoich nieudanych prób ograniczania i kontrolowania picia.
Zmniejszanie ilości pitego alkoholu - generalnie nie zmniejszałem ilości pitego alkoholu, raczej starałem się go utrzymywać na stałym, dziennym poziomie. Tylko ten poziom podstępnie stawał się coraz większy i jak kiedyś wystarczała szklanka, dwie wina do posiłku, jedno piwo dziennie, tak przed oddziałem dziennym było to już do kilku dwusetek dziennie. I tak w dzień w dzień, a w weekendy często więcej - bo wtedy nie musiałem iść do pracy. Analizując moje picie w innych pracach zauważyłem, że były okresy w moim życiu kiedy alkoholu piłem mniej.
W pewnym momencie picie towarzyskie, nad którym miałeś kontrolę, staje się niemożliwe. Alkoholik jednak nie chce uświadomić sobie faktu, że nie jest w stanie kontrolować ilości i częstotliwości pitego alkoholu. Stara się udowodnić sobie i innym, że panuje nad sytuacją.
Podaj teraz przykłady swoich nieudanych prób ograniczania i kontrolowania picia.
Zmniejszanie ilości pitego alkoholu - generalnie nie zmniejszałem ilości pitego alkoholu, raczej starałem się go utrzymywać na stałym, dziennym poziomie. Tylko ten poziom podstępnie stawał się coraz większy i jak kiedyś wystarczała szklanka, dwie wina do posiłku, jedno piwo dziennie, tak przed oddziałem dziennym było to już do kilku dwusetek dziennie. I tak w dzień w dzień, a w weekendy często więcej - bo wtedy nie musiałem iść do pracy. Analizując moje picie w innych pracach zauważyłem, że były okresy w moim życiu kiedy alkoholu piłem mniej.
Pierwszy to po doświadczeniu urwania filmu po studniówce. Nie był to pierwszy raz kiedy film mi się urwał, ale to był pierwszy i jedyny raz kiedy byłem agresywny po alkoholu. Tak mnie to przeraziło na jakiś czas, że faktycznie piłem mniej. Udało mi się wtedy ograniczyć picie - niestety nie na długo.
Drugim okresem kiedy piłem zdecydowanie mniej - kiedy tak naprawdę wróciłem do picia towarzyskiego to był okres formacji zakonnej od września 1992 do października 1997 r. Czas nowicjatu w Kalwarii Pacławskiej k. Przemyśla i studiów w Krakowie był czasem chyba błogosławionym, a jednocześnie niewykorzystanym w pełni. Był to czas kiedy nie piłem - sama formacja, życie wspólne wymogło na mnie niemalże całkowitą abstynencję. Okazje do picia miałem tylko podczas wakacji, kiedy byłem poza wspólnotą, albo swobody miałem dużo więcej i mniej przełożonych lub wychowawców koło siebie. I tak przy tym uważałem i ograniczałem się do jednego, dwóch piw. Inaczej było jak miałem okazję spędzać czas w domu rodzinnym, tutaj tych piw i innych, mocnych alkoholi było zdecydowanie dużo więcej - niestety.
Alkoholizm to przede wszystkim choroba emocji, w tym okresie kiedy piłem mało, nieradzenie sobie z emocjami znalazło swoje ujście w nie przestrzeganiu ślubu czystości - co oczywiście w moim idealnym, oderwanym od realnego JA powodowało masę wątpliwości i zwątpień. Pamiętam jak dziś, biegałem od kierownika duchownego do kierownika, od spowiednika do spowiednika, angażowałem się w różne grupy modlitewne, od kręgów Biblijnych po charyzmatyków - i wciąż te same wątpliwości. Zresztą słuszne, ale to przy okazji innego tematu. Do czego zmierzam - mimo sygnałów o problemie alkoholowym jeszcze przed wstąpieniem do zakonu, nic z tym nie zrobiłem, nie poszukałem fachowej pomocy - w swojej pysze uważałem, że poradzę sobie sam, a tak naprawdę w ogóle nie widziałem problemu. Dziś widzę, że w czasie lat picia - również w czasie formacji zakonnej byłem zamknięty na pomoc łaski Bożej czy też innych ludzi, a rozdźwięk między JA idealnym a JA realnym stał się już tak wielki, że między nimi powstała przepaść, którą próbowałem zalać alkoholem żeby zmniejszyć dyskomfort psychiczny i odczuć choć chwilę ulgi. W jakim strasznym błędzie i ułudzie żyłem przez tyle lat...
Trzecim i ostatnim okresem przed podjęciem terapii kiedy ograniczyłem picie to czas kiedy w kwietniu 2004 r., opuściłem zakon już jako kapłan z prawie pięcioletnim stażem i związałem się z kobietą, która we wrześniu 2004 r., stała się moją żoną. I właśnie ten czas między kwietniem 2004 a wrześniem 2004 to czas kiedy znów udało mi się ograniczyć picie alkoholu, stało się to prawie jak z automatu, wydawało mi się to zupełnie naturalne, choć przyznam, że trochę się buntowałem. Żeby być szczerym, zanim opuściłem zakon i zamieszkałem z moją przyszłą i już byłą żoną wydawało mi się, że będę mógł pić, przynajmniej jedno piwo dziennie, zwłaszcza, że w okresach kiedy bywałem u niej wcześniej - piliśmy alkohol. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy zabraniała mi pić, ale jakoś nad tym przechodziłem do porządku dziennego, choć w sercu buntowałem się przed takimi zakazami. Trwało to kilka miesięcy, aż znalazłem jako taką pracę i zacząłem mieć pieniądze i byłem bardziej niezależny finansowo. Znów wróciłem do picia codziennego. Natomiast kiedy nie piłem codziennie na początku zamieszkania z moją żoną, rekompensowałem sobie to w weekendy. Prawie co sobotę, lub niedzielę, byliśmy gdzieś u rodziny lub u znajomych i przy tych okazjach nie będę ukrywać nadrabiałem. Pamiętam jeden taki przypadek, który mnie i zdziwił i zaniepokoił, i bardziej dotyczy mojej byłej żony - kiedy mieliśmy już samochód, a ja byłem oczywiście kierowcą, podczas jednych takich odwiedzin kiedy pito alkohol, żona poprosiła żeby moje kolejki wlewać do jakiejś buteleczki, żebym po powrocie do domu mógł sobie to wypić. Prośba została wysłuchana i potraktowano ją zupełnie normalnie, naturalnie - a ja się zdziwiłem, autentycznie się zdziwiłem, choć z drugiej strony też i uradowałem, na myśl, że będę miał się czego w domu napić.
Zmienianie rodzajów alkoholu po to, by ograniczyć kłopoty związane z piciem - raz w życiu, świadomie podjąłem próbę zmiany upodobań w piciu alkoholu aby unikać z tym związanych kłopotów. Było to w czasie po wspomnianej wyżej studniówce - kiedy tak się spiłem niemiłosiernie, że przez większość czasu zabawy rozrabiałem. Wtedy też usłyszałem od mojej Pani Profesor z fizyki, że alkohol nie jest dla mnie. Postanowiłem, że nie będę pić wódki, ograniczę się tylko do picia piwa. Piwem oczywiście też się można upić. Wiele razy też zdarzało mi się, że w czasie jakiejś imprezy towarzyskiej ograniczałem się tylko do jednego gatunku alkoholu - najczęściej piwa, rzadziej wina (choć tego ostatniego wypiłem morze, ale to przy okazji innej pracy) - ale efekt był mniej więcej ten sam. Upijałem się tak samo, potrzebowałem tylko więcej alkoholu.
Przy okazji zmieniania rodzajów alkoholi, podzielę się jeszcze jednym doświadczeniem. To doświadczenie nie dotyczy raczej unikania konsekwencji, wręcz przeciwnie - to doświadczenie dotyczy jak przy małych nakładach finansowych otrzymać pożądany efekt bycia na bani. Kiedy piłem codziennie i samo piwo lub jego czteropak nie wystarczało już, zacząłem mieszać alkohole. Wypijałem najpierw setkę lub później dwusetkę i przepijałem to piwem. Dzięki temu przy niskich kosztach szum w głowie był na odpowiednim poziomie. Pijałem tak przez wiele lat, do momentu kiedy już nie kupowałem piwa codziennie, bo dwusetek było przynajmniej dwie na dzień.
Okresy zaplanowanej abstynencji, z jakim skutkiem - generalnie nie pamiętam, abym planował okresy abstynencji, a jeśli tak, to nie były to próby poważne, bo po prostu ich nie pamiętam. To co pamiętam to niezaplanowany okres abstynencji podczas rekolekcji przed święceniami kapłańskimi. Kiedy to wspólnie ze współbratem przygotowywaliśmy się do przyjęcia sakramentu. Byliśmy w Zakopanem u jakiś sióstr zakonnych i rekolekcje prowadził o. Piotr, cudowny człowiek, cudowny kapłan. Czas był wypełniony modlitwą, rozważaniami, również wypadami w góry. Autentycznie nie było okazji się napić, no i też nie wypadało. Może wspólnie, przy okazji jakiejś pizzy wypiliśmy po jednym piwie, przez te kilka dni.
Po nocach spać nie mogłem, rzucałem się, pociłem, czułem wielki niepokój i strach, modliłem się i wołałem JEZU, JEZU.... Wtedy myślałem, że tak bardzo przeżywałem rozterki związane z moimi problemami ze ślubem czystości i celibatem - głupi byłem, teraz wiem, że to najzwyklejsze objawy odstawienia - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, a było to w 1999 r. będzie już 17 lat....
Unikanie kontaktu z ludźmi pijącymi - nie unikałem kontaktu z osobami pijącymi. Wręcz przeciwnie, nie wiem jak, ale z biegiem lat moje kontakty ograniczyły się tylko do osób pijących, z którymi mogłem wypić.
Zmiana pracy, środowiska - kiedy pierwszy raz pisałem tą pracę, napisałem zupełnie na inny temat, teraz wiem i rozumiem o co chodzi w tym punkcie i muszę powiedzieć, tak. Dwa razy, na tak zwanej bani zmieniłem nie tyle co pracę, czy środowisko ale w ogóle moje życie. Te zmiany życia, zupełnie nieświadomie były ucieczką od picia i od stylu życia jaki przed zmianami prowadziłem. Pierwszy raz to rok 1992 kiedy to piłem już na tyle, że kręciłem się wokół punktu zwanego KLINEM, byłem już zmęczony i zdegustowany takim życiem jakie prowadziłem. Zmęczony ciągłymi niepowodzeniami - i pierwsza zmiana to ucieczka z tamtego życia do zakonu. Dokładnie wtedy, podczas imprezowej wycieczki do Pragi z klasą z Policealnego Studium Ogrodniczego, kiedy to odwiedziliśmy znajomych w klasztorze św. Jakuba po pijackiej imprezie, zdecydowałem się na wstąpienie do zakonu. Można pogratulować dojrzałej decyzji - to tylko sarkazm ze mnie wychodzi. Ale przyznać trzeba, że w decyzji wytrwałem 12 lat i obojętnie jak na to spojrzeć osiągnąłem wiele, za co zakonowi jestem wdzięczny.
Drugi raz swoje życie zmieniłem i znów uciekałem od problemów w 2004 r., kiedy to opuściłem zakon i kapłaństwo i związałem się z moją żoną. Przed odejściem z zakonu byłem już w fazie chronicznej - pijałem codziennie, dużo, pijałem ciągami. Oprócz picia poważne problemy z celibatem i ślubem czystości - i nie mam tutaj na myśli pornografii w internecie czy masturbacji. Niestety nie. Z każdym rokiem picia, oddalałem się od Boga i coraz bardziej byłem rozwiązły seksualnie. Nawet zwrócono mi na to uwagę na terapii i czuję wewnętrzną potrzebę, żeby się temu też z kimś poprzyglądać. Ucieczka w związek to była ucieczka od picia i rozwiązłości. Ucieczka, która była z góry skazana na porażkę. Bez podjęcia próby terapii nie powinienem podejmować wtedy takich decyzji, ale je podjąłem i znów przyznać trzeba, że wytrwały byłem, minęło kolejnych 12 lat i związek zakończył się rozwodem. I znów czuję się zobowiązany żeby napisać, że jestem wdzięczny mojej byłej już żonie, zwłaszcza za ten czas wsparcia jaki mi dała na początku terapii. Rozstaliśmy się w złości i żalu. I tak to jeszcze będzie trwało przez wiele lat, bo bardzo zraniłem moją żonę, a ona mnie. Zupełnie inaczej niż ja ją, ale też bardzo mnie zraniła.
I tak jak ucieczka przed życiem do zakonu zakończyła się niepowodzeniem, tak samo ucieczka od problemów z zakonu w związek zakończyła się niepowodzeniem i to w tempie super ekspresowym.
Unikanie miejsc i sytuacji związanych z piciem alkoholu, powstrzymywanie się od picia w pewnych porach lub okresach np. nie piję w pracy, nie piję przed południem, piję tylko w weekendy itd., - po tym jak zacząłem pracę w mojej pierwszej przychodni w administracji, czyli w 2007 r., po jakimś czasie zacząłem pić alkohol przed pracą i trwało to dość długo, do momentu kiedy jedna Pani Doktor, którą bardzo lubię, zwróciła mi delikatnie uwagę, że mówi się, że czuć ode mnie alkohol. Od tamtego momentu przestałem pić przed pracą i w pracy, ale trwało to aż do momentu kiedy pracowałem w tej przychodni. Po zmianie pracy bywało różnie, ale już nigdy na taką skalę jak wtedy. Raczej starałem się nie pić w pracy ani przed nią, choć różnie bywało, ale były to już sytuacje naprawdę wyjątkowe i sporadyczne.
Używanie specjalnych zabiegów, by wypić więcej bez poważnych szkód - nie stosowałem żadnych zmyślnych metod, jedynie te sprawdzone od pokoleń, czyli tłuste jedzenie w czasie imprez, dużo ruchu, tańca - jeśli jest okazja.
Oddawanie pieniędzy innym na przechowanie, aby nie mieć za co pić - nie miałem z tym nigdy żadnych problemów, przez całe moje życie zakonne nigdy nie miałem pieniędzy, a jeśli tak to nie były to duże sumy - akurat ślub ubóstwa zachowałem najlepiej i bardzo skrupulatnie. A od stycznia 2014 r., kiedy rozpocząłem terapię wszystkie pieniądze jakie zarabiałem trafiały do żony na konto, ona również zabrała mi wszystkie karty. Z uwagi na fakt, że podobnie żyłem w zakonie przez wiele lat - zupełnie mi to nie przeszkadzało i nie czułem się zestresowany, że nie mam przy sobie pieniędzy. Owszem po jakimś czasie wymyśliłem sposób nieuczciwy, żeby jednak mieć te pieniądze i wykorzystałem przy tym możliwości wynikające z pracy, ale też nie był to jakiś wielki problem i wielka skala. Raz na jakiś czas, korzystając z bankowości internetowej opłacałem kartą kredytową jakąś FV w jednej z przychodni gdzie pracowałem i z kasy brałem gotówkę. W historii karty kredytowej, transakcję taką oznaczałem jako nieistotną i nie wyświetlała się żonie jak sprawdzała konto przez internet, bo ustawiłem filtry historii tak, żeby transakcje nieistotne się po prostu nie wyświetlały. Sytuacja taka trwała do października 2015 r., kiedy to zdecydowaliśmy o rozstaniu i rozwodzie. Wtedy odzyskałem i karty i pełnię władzy nad kontem w banku. Od razu zmieniłem hasło, i na drugi dzień już się nie mogłem zalogować. Ktoś więcej niż trzy razy próbował zalogować się z błędnym hasłem :), ciekawe kto :), ale to zupełnie już inna bajka i inne historie :).
Wypełnianie wolnego czasu dodatkowymi zajęciami, żeby nie mieć czasu na picie - niestety zupełnie nie działało, mam wrażenie, że im więcej ten czas był wypełniony obowiązkami tym więcej piłem. Mam wrażenie, że często podejmowałem się różnych obowiązków, wyzwań, projektów bo chciałem tym zyskać czyjeś uznanie, bo chciałem być tak idealny jak idealne było moje JA - i niestety moje realne JA nie było w stanie sprostać tym wszystkim marzeniom, planom, projektom, co znów negatywnie mnie nakręcało i alkohol był na to lekarstwem. Obiektywnie patrząc, potrafiłem zamykać i dopinać obowiązki, ale życie przed terapią polegało na tym, że albo piłem, albo pracowałem. Wszelkie obowiązki rodzinne scedowałem na żonę i bardzo tego żałuję, bo widzę teraz ile zaległości mają moje dzieci, bo zamiast z nimi być i pomagać im w nauce, pracowałem albo piłem, albo leżałem już nieprzytomny o bożym świecie nic niewiedzący. Do dziś nie umiem wykaraskać się z przyjętych wtedy zobowiązań i obietnic, ale dziś nie piję, a oprócz pracy robię dużo dla i z dziećmi i z każdym dniem staję się coraz bardziej normalny i czuję wręcz fizycznie jak zmienia się mój stosunek i podejście do pracy. Trochę jeszcze czasu będzie musiało upłynąć, aż będzie zupełnie dobrze, ale naprawdę - najważniejsze, że nie jest już tak jak było.
Implantacje (wszczepy), zażywanie Antikolu - implantów nie stosowałem, a z lekarstw jedynie Campral podczas oddziału dziennego i jeszcze jedna seria przed i w czasie wakacji.
Organizowanie sobie odtrucia w warunkach domowych - raz w życiu, w styczniu w oczekiwaniu na przyjęcie do oddziału dziennego, stosowałem tradycyjne metody, woda z dużą ilością cukru i soku z cytryny.
Kończąc podzielę się kilkoma refleksjami, mniej więcej od 2003 r., zdawałem sobie sprawę, że mam problem z alkoholem, ale szybko sobie wytłumaczyłem, że kontroluję sytuację, że przecież nie upijam się codziennie, nie jestem bezrobotny, pracuję, zarabiam całkiem przyzwoicie, nie biję i nie kłócę się z żoną, itd....
Zadziałały mechanizmy, a zwłaszcza minimalizacji i racjonalizacji. Moim standardowym wytłumaczeniem było powiedzenie: owszem mam problem, ale do szczęścia wystarcza mi setka dziennie. Łudziłem się, że jestem w stanie kontrolować moje picie. Nawet się nie obejrzałem, a tych setek dziennie musiało być więcej niż jedna.
Moi bliscy, moje rodziny (zakonna i świecka) ucierpiały z powodu tej sytuacji. Moje picie i zdrady doprowadziły do rozpadu więzi rodzinnych. Przez długi czas wydawało mi się, że udaje mi się maskować problem i mydlić oczy moim bliskim, ale wszystko i tak wyszło na jaw. Dopiero teraz po kilku miesiącach abstynencji i terapii powoli zaczyna docierać do mnie jaki ogrom zła i krzywd wyrządziłem najbliższym, zwłaszcza moim dzieciom. Jaką przepaść wykopałem pomiędzy żoną a mną.
.
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest tak, że osoba nadużywająca alkoholu ma problem z zachowaniem kontroli. Myślę, że również bardzo dobrym sposobem na walkę z tym uzależnieniem jest wszywka alkoholowa https://detoksfenix.pl/disulfiram-czy-esperal/ która po prostu się sprawdza.
OdpowiedzUsuńMnie zawsze przerażały wszelkiego rodzaju uzaleznienia. Niestety mam w rodzinie przypadki alkoholizmu i niestety wiem, że ciężko wyjść z nałogu. Bardzo pomocny jest ośrodek dla osób uzależnionych. Tylko uzależniony musi zdać sobie sprawę z tego, że ma problem i musi chcieć się leczyć.
OdpowiedzUsuńMGM Resorts completes $2.9bn in renovations to hotel
OdpowiedzUsuńMGM Resorts International, 서산 출장샵 the owner and operator of casinos 의정부 출장마사지 in Las 김제 출장샵 Vegas and the 공주 출장마사지 nation's largest entertainment 목포 출장마사지 and gaming